Chlany poniedziałek
Dzieci od rana przywlekły się celem zwyczajowego nawilżenia starych we śnie. Ku naszemu szczęściu obyło się bez powodzi. Każdy spędza ten dzień jak lubi, jeden symbolicznie kilkoma kroplami wody okrasi domowników albo jak nasza lokalna inteligencja skrzyżuje w krzakach popiwny strumień z współbiesiadnikami.
Karty historii wspominają że ustawa synodu diecezji poznańskiej z 1420 r. głosiła następujące mądrości:
Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego
Dzisiaj taki opis kwalifikowałoby się do błękitnej linii albo innego MOPSu, wtedy można było co najwyżej pogrozić fochem brodacza z góry. Pierwotnie były to dwie niezależne okazje, święta, uroczystości – zwał jak zwał. Śmigus dawniej był publicznym szkoleniem dla nastolatków o tym jak bić niedoszłą panią domu rózgą żeby nie było śladów, na szczęście zamienił się w chlastanie wodą – chociaż czasem bez umiaru.
Ehh kiedyś za czasów kilkuletniego smroda potrafiliśmy się bawić w taki dzień z kumplami. Nie było wymyślnych pistoletów, wybuchających balonów i innego azjatyckiego fajansu. Do pełni szczęścia wystarczało wiadro i osiedlowa studnia z pompą wody. Nikt nie miał cienia nadziei że wróci suchy. Teraz jesteśmy tacy zachodni i nowocześni że nie wypada się w ten sposób zachowywać. Kolejne pokolenia będą patrzeć na nas jak na dzikich z buszu czytając o tradycjach i zwyczajach w książkach do historii.

Skoro nie woda ze studni czy kranowa to może przynajmniej woda ognista? Tak! To jest dobry dzień na uczczenie kolejnego tygodnia prowadzenia domowej placówki szkolno-opiekuńczej. Alleluja i do dna!