Dentysta sadysta #2
Andrzej to człowiek legenda, jeden z kilku takich egzemplarzy jakich spotkałem do tej pory ale szkoda było by zaprzepaścić pozostałych historii o nim. I pomyśleć że wszystko się zaczęło od pierwszej wizyty w intencji bolącego zęba. Już po pierwszym pięciominutowym sprincie stomatologicznym Andrzej zebrał się na sympatyczny gest i zaproponował żebyśmy sobie nie „panowali” tylko przeszliśmy na „Ty”.
Nauczony wcześniejszą dość zaskakującą wizytą wiedziałem już jak działa mechanizm pięciominutowych rezerwacji więc byłem na to mentalnie przygotowany.
Kiedy przyszła moja pora, mijając się w drzwiach z poprzednim pacjentem wymieniliśmy się szybkim skinieniem głowy – w końcu dopiero co podpieraliśmy tą samą ścianę w poczekalni i całkiem prawdopodobne że wkrótce zobaczymy się w tym samym miejscu. Wszedłem do gabinetu, umościłem się w archaicznym fotelu i czekam. Andrzej stał w głębi gabinetu odwrócony plecami, jakoś tak nie swojo było.
W końcu podszedł, stanął przed fotelem na którym siedziałem. Spojrzałem i coś było zdecydowanie nie tak z jego wyglądem. Reflektor stomatologiczny który świecił prosto w oczy jak na przesłuchaniu KGB nie ułatwiał sprawy z rozpoznaniem sytuacji na Andrzejowym licu.
– Andrzej. Na szafkę wpadłeś rano czy co? – zagaiłem
– Nnnnnie, nnnnie, jejejejeeeest OK. – okazuje się że Andrzej miał taką przypadłość że w stresie masakrycznie się jąkał.
Pochylił się nieco bardziej i dopiero teraz udało mi się dostrzec że Andrzejek wygląda jakby mu się w nocy miodu za chciało i wsadził ryj do ula. Podbite oko, zszyta rana na łuku brwiowym i opuchnięta twarz sugerowały że to jednak nie ul, za to Andrzej mógł paść ofiarą porachunków gangsterskich albo zbiorowego gwałtu.
– Yyy a coś ty sobie w twarz zrobił?
– No no no nooo bobobo zazazazaaaaatrąbiłełełem.
– Ale jak?! Jak mocno trzeba jebnąć w klakson żeby poduszka wystrzeliła? – to wydawało mi się wtedy jedynym logicznym wytłumaczeniem
– To to to to niiieeeniee popopoduuuszka,
– A co? Niezadowolony klient?
– Bo bo bo statatałem nana światłach, włączyłoło się ziezielone i facececet z przooodudu nienieee jejechal to rararaz zaaaaatrąbiłem. Mymyślałem że ruruszy a teten wywyszedł, wywyciągnął mnie z aaaaaauta i mnie uuuuderzył.
– Yyy, i co dalej? Zadzwoniłeś po policję czy coś?
– No no no niee, bo sososobie odddjejechał.
W duchu pomyślałem sobie – co za dupa! Dał sobie nastukać jakiemuś nerwowemu osiłkowi na środku ulicy w centrum miasta. To nie gabinet psychologiczny, czyń swą powinność a ja postaram się nie patrzeć. Zrobiło mi się jednak trochę przykro, sympatyczny człowiek ale jednak ciamajda.
– Andrzej, jutro 19:00 przyjdź na halę sportową przy szkole
– Aaalelele popopo co?
– Ty pomagasz mi żeby mnie nie bolało to ja spróbuję pomóc tobie żebyś więcej po gębie nie dostał.
Wyobraźcie sobie że przyszedł. Na oświetlonej jasno hali nie tylko wyraźniej było widać efekty trąbienia ale dodatkowo dało się zauważyć że kuleje na jedną nogę. Spojrzałem tylko ku niebiosom myśląc – po co mi to było? Jakbym przygotowywał na paraolimpiadę reprezentanta jakieś zapadłej wsi, jedynego który był na tyle rozgarnięty żeby przeczytać godzinę i miejsce w którym ma się pojawić i nie jest na rencie.
Zrobiliśmy sobie z Andrzejem przyśpieszony kurs samoobrony. Wyszedł po dwóch godzinach z tamtąd nakręcony jak dzik na żołędzie, naładowany energią, po prostu urodzony zwycięzca i wojownik. Chociaż może nawet za bardzo uwierzył w siebie, brakowało mu tylko peleryny i mógłby lecieć ratować świat od wszelkiego zła. Z zachowania i pewności siebie osiedlowy Bruce Lee, Chuck Norris chociaż z wyglądu raczej Mr. Bean.

Tydzień później dzwoni do mnie telefon. Numer z gabinetu dentystycznego Andrzeja, pewnie chcą potwierdzić albo przesunąć następną wizytę.
– Halo Frustrat?!
– Si pronto!
– Tu Andrzej. Ja chciałbym podziękować za to że próbowałeś i w ogóle ale chyba trochę mi to nie wyszło w praktyce…
– Aha – czułem że coś się zrypało – mów!
– Bo tego dnia co wracałem z naszego treningu, to jak wchodziłem do mieszkania to ktoś krzyknął „Stój!” i mnie złapał za ramię. I zrobiłem tak jak mówiłeś, tu obrót, blokada…
– (mój mały Andrzejek dorósł, będą z niego ludzie) No i brawo!
– … no i później włączyłem światło a okazało się że to sąsiad był
Stworzyłem potwora!

W wyniku ujęcia osiedlowego stomatologa ciemną nocą na nieoświetlonym korytarzu złapanego na gorącym uczynku przez emerytowanego policjanta… Andrzej był kilka stów w plecy za własnoręczne skorygowanie hollywodzkiego uśmiechu krewkiego dziadka.
Osobiście uważam że jeżeli coś wiesz, umiesz, potrafisz, to poświęć jeszcze chwilę i zastanów się jak tego dobrodziejstwa używać 🙂