Diler

Czwartek, jeszcze tak daleko do weekendu. Przez to siedzenie w domu ciężko odróżnić co jest czasem wolnym a co pracą. Długo wyczekiwany piątek kiedy to można było wesoło zapiąć plecak, wsiąść do samochodu a wracając do domu poczuć się jakby jechało się na długo wyczekiwane wakacje. Teraz, tylko klapnięcie zamykanego laptopa oznajmia koniec pracy, miejsce pozostaje to samo.

Po porannym odgruzowaniu otocznia dookoła siebie musiałem zabrać się do pracy. Sielankę przerwał dźwięk domofonu:

– dobry! kupuje to co zawsze?! – konspiracyjnie zagaił obcy mi głos

Wiem że w okolicy można nabyć wyroby zielarskie czy piwniczankę – bimber pędzony w katakumbach PRLowskich bloków – ale sprzedaży obwoźnej jeszcze nie było. Widocznie i w tej gałęzi przemysłu nastał kryzys.

– kupuje! – nie mam pojęcia co, ale kto bogatemu zabroni

– kilo, dwa kila?

Kilo – jednostka miary, kil – oś konstrukcyjna statku … co to urwa są „kila”?! Swoją drogą nie bawi się gość w drobne, sąsiad mówili że to w gramach się kupuje, widocznie jakiś hurtownik się trafił.

– a nie wiem, co pan za towar sprzedaje?

– no kartoflów nawiozłem!

– eee to nie chce

– @#&%^!@ – pozdrowił odchodząc

Babulinki które sprzedają kwiaty zerwane z przydomowego klombu straż miejska goni regularnie, może jakby spróbowały dilować po domach to by lepiej na tym interesie wychodziły, a tak są najłatwiejszym celem do wlepienia mandatu.

A! No i jakby ktoś czekał dzisiaj na umówioną wizytę dilera kartofli z bordowego Lanosa, to już był!

Leave a Reply