Elektryczna kluska

Czasem trzeba opuścić wygodną pieczarę mieszkalną i odwiedzić zamaskowany świat zewnętrzny. Nieopodal po drodze do Juniorowego przedszkola znajduje się „park”. Nie przez pomyłkę obleczony w cudzysłów albowiem park składa się z dwóch mizernych górek przeciętych na środku chodnikiem.

Ktoś mógłby pomyśleć że to błyskotliwa koncepcja urbanistyczna mająca zapewnić mieszkańcom osiedla możliwość obcowania z przyrodą. Nic bardziej mylnego, owe górki to po prostu pozostałość po grzebaniu w ziemi z lat 70′ kiedy to okoliczne bloczyska z wielkiej szarej płyty były budowane. Nikomu nie chciało się piachu wywozić to uklepali górkę i tak zostało do dziś. Powierzchnia to w zasadzie trawa, trawa i jeszcze raz trawa z kilkoma smutnie sterczącymi małymi drzewkami wraz z obowiązkowym zestawem tamtych czasów czyli ławka dla zmęczonych wędrowców po pięćdziesiątce – przy czym nie chodzi tu wcale o wiek – oraz betonowy stół pingpongowy.

Z racji braku innej parkowej alternatywy miejsce to staje się często punktem zbiorczym dla rodziców z bombelkami które ochoczo drą mordki i wykonują ewolucje na deskorolkach, rolkach czy hulajnogach.

Te ostatnie stały się niedawno hitem i absolutnym „must have” na liście komunijnych przebojów. Chociaż komunii w tym roku jeszcze nikt nie uświadczył to prezenty zaczęły chyba niektórym za bardzo zawadzać w pawlaczu i pociechy dostały je przez imprezą właściwą.

Wracając do sedna, szedłem sobie wczoraj z czwornogiem obok „parku”. Zza pleców słyszę coś jakby pół ula mnie goniło albo inne stado komarów. Pierwszy śmignął mi z lewej mały komunista – poznałem po kokardzie z Jezuskiem na kierownicy, chociaż patronem kierowców jest o ile pamiętam św. Krzysztof. Za nim trochę młodszy szczypior który był tak mikrej postury że prawdopodobnie był przymocowany do podstawy swojego pojazdu bo inaczej by wyglądał jak chorągiewka. Na końcu mój faworyt wyścigu – Klusek. Całkowite przeciwieństwo szczypiora, widać że w domu obiady są wydawane na bogato i w regularnych odstępach co godzinę. Jakby miał pobiec 100 m po prostej to największym osiągnięciem nie był by czas ale brak zawału na mecie. Do tego cyrkowiec, bo kierował jedną łapą jednocześnie drugą przesypywał do otworu gębowego resztę chipsów które ewidentnie stanowiły dodatkowe paliwo oprócz VAT’ów..

Normalnie, grubas system oszukuje! W Afryce dzieci się bawią goniąc na bosaka oponę patykiem, a ten tutaj połączył wyścigi F1 z WARS-em. Nie żebym jakoś specjalnie zazdrościł ale kiedyś to wychodziło się z kolegami na dwór żeby pobiegać a nie być wożonym niczym Cezar w lektyce – ten chociaż winogronami się obżerał a nie to co Klusek.

Wyścig skierował się w boczną uliczkę w której cała wesoła trójka zniknęła. Nie minęło kilka sekund. JEB! I rozległ się donośny płacz, siwy dym tylko poszedł. Rodzice siedzący w „parku” myśleli że papieża nowego wybrano, a to tylko Klusek wyjebał w słupek na środku chodnika i wylądował razem z przegryzką na big bag’u – taki duży worek – z gruzem.

Szach mat grubasie! Było prądem nie oszukiwać tylko machać odnóżem jak normalne dzieci.

Dookoła nas pełno reklam zdrowego żywienia, ćwiczeń no i cudownych środków po których siedząc na kanapie zrzucimy wszystkie zbędne kilogramy a jak opierdzielimy jeszcze inne suplementy to i sześciopak wyrośnie. A no nie! Chociaż tzw sześciopak to ma każdy, tylko trzeba by go wydobyć z pod warstwy lat nic nie robienia.

Ciężko się zmotywować do ruszenia czterech liter, Trener próbował ale poległ w nierównej walce z moim kalendarzem zapchanym codziennie do granic możliwości. A mi samemu też trudno w wolnej chwili zrobić chociaż kilka ćwiczeń dla rozruszania starych kości. Otwórzcie w końcu siłownie, bo zacznę hulajnogą jeździć!

Leave a Reply