Historycy

Większość wtorku minęła całkowicie spokojnie ale było by cholernie nudno gdyby coś się nie wydarzyło. Popołudniowy spacer z czworonogiem miał być sposobem na odprężenie się chociaż na chwilę pomiędzy siedzeniem przed komputerem a odebraniem Juniora z przedszkola.

Mieszkamy w miejscu gdzie jakieś trzydzieści lat temu były pola i lasy, kilkanaście lat temu już tylko lasy a obecnie trudno nawet i to znaleźć. Przyroda broni się jak może ale ostatnie zadrzewione tereny otoczone są z jednej strony szczytem myśli budowlanej PRL – betonowej „wielkiej płyty” – za to z drugiej apartamentowcami które mają więcej okien niż ścian – nawet w majtkach po chałupie nie polatasz swobodnie.

W moich kategoriach las to kilka tysięcy hektarów, to czym dysponujemy w sąsiedztwie to lasek, taka większa łąka obrzucona drzewami. Znakomite miejsce na krótkie spacery ale i nie tylko. Zdarzają się incydenty które trudno odzobaczyć i jeszcze trudniej uwierzyć że mogły się wydarzyć.

Wracając do popołudniowego spaceru, szliśmy sobie z psem nieśpiesznie przez wcześniej wspomniany lasek – znany z figli w krzaczorach. Z oddali dał się słyszeć szelest, ale zdecydowanie głośniejszy niż wydawany przez napaloną parkę i do tego okraszony sporą ilością trudnych do zidentyfikowania dźwięków, postękiwań i westchnień – bardziej jakby zdeklarowany heteryk wpadł na gej-party i za późno się zorientował że tutaj dobra zabawa może mieć inny wymiar – taka szamotanina niż rytmiczne potrząsanie krzakiem. Nie zrażony szedłem dalej.

Po kilku metrach wyłonił mi się obrazek który przedstawiał grupę czterech historyków albo jakąś ekspedycję archeologiczną z pobliskiej szkoły – ewidentnie kopali coś w ziemi i odziani byli w bluzy z napisami „Pamiętamy 1944” . Pryszczate mordy wskazywały że ich edukacja nie przekroczyła jeszcze bram podstawówki. Kilka kroków więcej w ich stronę pozwoliło stwierdzić że nie były to wykopki pradawnych artefaktów ale piątego „pryszczaka”. W końcu zauważyli że idę i nagle świat stanął na chwilę w miejscu. Oni gapili się na mnie a ja na nich zastanawiając się czy wykonać taktyczny odwrót czy może dla kurażu jebnąć któremuś i zostać bohaterem osiedla. Na wsparcie psa nie było co liczyć. Umówmy się, jamnik to nie jest wybitnie bojowa rasa, daleko mu do niedźwiedzia Wojtka. Prędzej obrazi się za podpieprzenie mu gumowego prosiaka którego dostał od Frustratowej niż stanie w mojej obronie. Zresztą nawet nie myślał o jakimkolwiek starciu bo w tym czasie lał sobie wesoło na krzaczek nieopodal.

I nagle wydarzyło się coś dziwnego. Całe towarzystwo rozpierzchło się jak koronawirus po świecie. Rozbiegli się wszyscy w jednym momencie, włącznie z oklepywanym który najwolniej umykał z racji poobijania. To takie samo kuriozum jakby w restauracji szef kuchni skrupulatnie przygotowywał swoje popisowe danie, nakładając pęsetą jadalne kwiaty, wymyślne dodatki, szafran, po czym z gracją i wdziękiem przyniósł do stołu kłaniając się w pas a na koniec spieprzył głównym wejściem. Zostaje taki sam „what the fuck”, bo kto tak robi?! Spojrzałem w swoje odbicie w kałuży – no ujdzie, raczej nie straszę – szybki niuch pod lewą i prawą pachą – bywało gorzej – psu ogon kręci się jak wycieraczka w ulewie…

Skoro to są ci patrioci co pamiętają i uciekają przede mną w popłochu to ciekawe co zrobią jak trochę podrosną… Poszukam czy można gdzieś kupić projekt bunkra do samodzielnej budowy, skoro ten kwiat młodzieży to jest nasza przyszłość i przyszli bohaterowie.

Only registered users can comment.

Leave a Reply