Kwarantanna – grande finale

Wczorajsza kwarantanna. Dzień wcześniej nastąpiły przecieki że zostaniemy uziemieni w domu na około tydzień. Szybkie uzupełnienie zakupów i możemy się zabunkrować. Trochę było kombinowania z tym jak wyprowadzić na sikundę psa, na szczęście i to udało się nam zorganizować. W niedzielę dostaliśmy nieoficjalną informację od dyrekcji szkoły że jedna z nauczycielek została koronowana i tym samym wszystkie bombelki które miały z nim kontakt w zestawie z pozostałymi domownikami zostają zaplombowani w domach na 10 dni od czasu ostatniego kontaktu.


Pierwszy dzień kwarantanny:
7:00 – oczy otwarte, bo zegar biologiczny drze ryja że pora wstawać, przecież jest poniedziałek i trzeba potomstwo do szkoły pogonić. Jakaś wstrętna mucha kręci się pod sufitem. Ta to ma dobrze, żadnych ograniczeń.

8:00 – mucha okazała się być zajmująca przez dłuższą chwilę ale jednak głód wygrał. Lodówka pełna, z szafki wysypują się zapasy mąki i innych wiktuałów. Wygląda jakbyśmy pobrali paczki żywnościowe dla ofiar klęski żywiołowej. Z drugiej strony lepiej mieć, jednocześnie udało mi się znaleźć bardzo stary, tradycyjny przepis rodem ze Szwajcarii na potrawkę z kota (jakby ktoś szukał to w osiedlowej bibliotece trzeba poszukać pozycji o tytule „Unmentionable Cuisine”) – przezorny zawsze przygotowany.

9:00 – Mała Frustratka na lekcjach zdalnych, opracowała metodę obserwacji ekranu z lekcjami siedząc tyłem do komputera i patrząc w swój telefon.

10:00 – Jeszcze się lubimy ale kryzys zbliża się wielkimi krokami

11:00 – Pojawiają się na klasowych grupach rodziców pierwsze teorie spiskowe o tym że rząd chce nas pozamykać w domach i kontrolować a oni mają pracę a że ta uszlachetnia to żadna zaraza im nie straszna

12:00 – Naszły nas wątpliwości czy aby ta nasza izolacja jest zasadna. Nasi rządzący wprowadzili przez weekend zmiany w ustawach i podobno teraz dziecko „po kontakcie” powinno być odizolowane nie przez 10 a przez 5 dni i wcale nie całą rodziną a solo.

13:00 – Pani Dyrektor przeprasza za pomyłkę i zostajemy zwolnieni z siedzenia na dupie w domu. Frustratowa purpurowa ze wściekłości bo to oznacza że nie jest na samoizolacji a zrobiła sobie niczym nie uzasadnione wagary w pracy. Juniorowi zamiast wpisanego w plan siedzenia w domu pojawiły się nieobecności na wszystkich zajęciach …na szczęście od razu usprawiedliwione.


Amba fatima, była kwarantanna i nima. Przypominało to trochę zajęcia które prowadzono kiedyś w szkołach polegające na ćwiczeniu wkładania maski przeciwgazowej i chowaniu się pod ławkę. Ćwiczenia uważam za zaliczone aczkolwiek bez fajerwerków. Przynajmniej razem z czterołapnym wyszliśmy na prawilny popołudniowy jesienny spacer celem potarzania się w liściach ..dopóki jest to legalne 😉

Leave a Reply