Menel-kwarantanna
#zostanwdomu …człapiąc wieczorem z psem – bo mam i mogę człapać – napatoczyłem się na tą samą grupę okolicznych smakoszy trunków wysokoprocentowych a zarazem niskobudżetowych którzy są tam od lat. Mają swoją melinę w pobliskich krzakach – chociaż w tej sytuacji to bardziej „krzaczyna” niż „melina”.
Gromadka ludzi których funkcjonowanie jest w dużej mierze uzależnione od otrzymanych zasiłków i dodatków z różnych fikuśnych urzędów i instytucji które sukcesywnie starają się ich wprowadzić na rynek pracy itd. Bezskutecznie. Bo kto normalny pójdzie pracować za 1200zł jak nic nie robiąc dostaje więcej?
Tajemnicą przekraczającą moje umiejętności poznawcze świata pozostaje ich zegar biologiczny. Ja jak wstaję rano, na śpiocha, po omacku szukam łazienki. Zawsze to minuta półsnu dłużej. Mniej więcej wiem gdzie iść ale akcja na drodze bywa dynamiczna. Czasem któryś kot śpi na środku albo pies zostawi jakieś zabawki swoje, ewentualnie któreś z tzw pupili się zesra lub wróci mu kolacja a każdy udaje ze to nie jego. Po ogólnym ogarnięciu człowieka następuje ulubiona część psa – wyprowadzenie właściciela na spacer. Śpię nadal. Pies niczym przewodnik niewidomego prowadzi wytartą od lat trasą. Powszechnie wiadomo że jak odetniemy jeden ze zmysłów to pozostałe się wyostrzają. Docierają do mnie radosne „chyba cię pojebało”, „no co ty kurwa”. Trudno, ciekawość silniejsza. Otwieram oko a w „krzaczynie” siedzi już cała ekipa. Wszyscy radośni i rześcy jakby jebnęli po trzy espresso na łeb.
Ja się pytam co oni tam robią dzień w dzień o 6 rano tacy pełni życia i weseli? Jaka nadprzyrodzona siła jest w stanie wywlec człowieka bladym świtem żeby stać codziennie na mrozie w krzakach? O lumpie wścieknięty w czym twa tajemnica się skrywa!?
Chociaż trzeba im przyznać że niedziela dzień święty który trzeba święcić …przychodzą ok 8:00 coby później trzeźwiutko do kościółka zdążyć – coś jak „piątek bez krawata” w korpo – a później po staremu…