A miało być tak prosto i łatwo, cały świat wraz z okolicami sugerował nam pozostanie w domu. Wyczłapując rano z psem wygrzebałem ze skrzynki na listy osiedlową gazetę – taka tuba propagandowa prezesa spółdzielni – porusza najistotniejsze problemy współczesnego świata jak na przykład metodę odczytywania liczników ogrzewania czy skandalicznie głośne zachowanie się klientów knajpy z kebabami. Przeglądam to tylko dla ostatniej strony na której jest najbardziej suchy kawał jaki udało się w danym miesiącu znaleźć oraz przepis na wypieki. Zdarzy się czasem że rzucę nieco wyżej okiem w kierunku horoskopu który nie bez powodu zajmuje dumną pozycję obok wcześniej wspomnianego suchara. Widocznie obie kolumny kwalifikują się do wspólnej kategorii „żart”. Co prorokował horoskop w tym miesiącu?
Nie wychodź z domu, to nie jest najlepszy czas na wakacje.
Pierdu pierdu – pomyślałem. Walizy spakowane, wszyscy gotowi do wyjścia a ja miałbym się przejmować proroctwem poczynionym przez panią ze spółdzielni która tworzy je na poczekaniu. Nie ma mowy!
Początek drogi był całkiem udany, wjechaliśmy na autostradę w kierunku Torunia, tempomat włączony i byle jechać przed siebie. Po jakiś dwóch godzinkach Frustratowa na swoim smartfonie z pod znaku nadgryzionego jabłka dostała powiadomienie „Jedź cały czas prosto, warunki na drodze są dobre” – amerykański telefon na chińskich częściach kazał nam w ten subtelny sposób wziąć dupę w troki i zawrócić do domu! Nawet wyznaczył nam najdogodniejszą drogę powrotną żeby ominąć korki. Oooo nie! Ciśniemy na północ!
Minęła chwila jakiś oszołom na tablicach EPA – dla nie zaznajomionych to jakby do Warszawy wjechał samochód z blachami z Radomia – wyprzedza mnie i radośnie trąbi. Ki diabeł?! Jest tak szczęśliwy że udało mu się mnie wyprzedzić że ogłasza to całemu światu? Jednak kierowca macha łapą żeby zjechać. Okazało się że nie jest kompletnym debilem czy seryjnym mordercą ale zauważył że coś mi lata pod spodem samochodu z tyłu.
To był kolejny znak do tego aby wykonać taktyczny odwrót. Urwała się plastikowa osłona tylnej belki. Kawałek dalej była stacja benzynowa na którą zjechaliśmy i udało się tam kupić tzw. trytytki – genialny wynalazek, samochód naprawisz i przeprowadzisz udane porwanie. Poskładałem jak się dało i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Myślałem naiwnie że nic się już nie może wydarzyć. Błąd! Zjechaliśmy z autostrady i zaczęło się przebijanie przez mniejsze miejscowości, wsie i inne pustkowia. Wyjechaliśmy z domu dość późno po południu i była już w tym momencie 22:00, ciemno jak w d… no bardzo ciemno. Mgła unosząca się nad polami przy drodze sprawiała że bardziej to przypominało horror kiepskiej produkcji niż wyjazd na słoneczne wakacje. Warunki były takie sobie dlatego nie cisnąłem jakoś specjalnie i turlaliśmy się przepisowo przed siebie.
Las, drzewa, droga, mgła, las, drzewa ….hamulec, redukcja, ominięcie przeszkody, wyprowadzenie auta na prostą. Przed samochodem z absolutnych ciemności i mgły wybiegł mały jelonek-kamikaze, zamiast uciekać to biegł prosto na nas. Udało się samobójcę ominąć. Frustratowa pomimo późnej pory już nie potrzebowała więcej kawy, Junior chrapał sobie i nawet nie zauważył że była jakaś akcja a Mała Frustratka obraziła się nieco z powodu zakłócenia snu.
Nie przejechaliśmy dalej niż 5 km. Podobna akcja tylko tym razem w poprzek drogi leci lis. Znowu hamowanie, Frustratowa ma już migotanie przedsionków, Mała po raz drugi wyrwana ze snu, Junior chrapie jak niedźwiedź.
Jedziemy dalej koszmarnym lasem, mijamy wioski które wyglądają jakby wymarły lata temu ale czego się spodziewać po 23:00, raczej sołtys nie wyjdzie nam na powitanie z chlebem, solą, orkiestrą dętą ochotniczej straży pożarnej i transparentem „Witajcie mieszczuchy!”.
Hamulec! Po raz trzeci, sarna przy drodze. Zdecydowanie większa od kamikadze i wyraźnie w figlarnym nastroju jakby rozważała: przebiec, nie przebiec… Na szczęście została w miejscu i mogliśmy przejechać spokojnie dalej.
Na ostatniej prostej kiedy opuszczaliśmy granice województwa kujawsko-pomorskiego pożegnał nas jeszcze jeden lis biegnący w poprzek drogi prosto do kurnika jakiegoś chłopa.
Podsumowując: urwana i połamana osłona, 2 x comber z dziczyzny, 2 x czapka z lisa i dojechaliśmy!
Wszystkie znaki na niebie, ziemi, gazecie, drodze mówiły – wróć do domu! Ale jak zawsze postawiliśmy na swoim i jesteśmy. Tydzień nad morzem czas zacząć, z odpoczynkiem i tak nie będzie to miało wiele wspólnego 🙂
Only registered users can comment.