To nie są tanie rzeczy…
Przychodzi taki czas kiedy dobre chęci nie doganiają możliwości i trzeba szukać wsparcia u innych. Naprawiłem w naszym francuskim dyliżansie w ostatnim czasie wszystko to co było możliwe do zrobienia w ciasnym garażu bez kanału i wymyślnych narzędzi.
Swojego żywota dokonały osłony amortyzatorów przednich. Kawał gumy sprasowanej w harmonijkę z gumowym klockiem na końcu. Krótko mówiąc po to żeby nic nie napieprzało nam na każdej dziurze w drodze. Części śmiesznie tanie ale usługa w warsztacie już nie. Oczywiście jak ktoś ma zacięcie i za dużo zębów to można zrobić to w garażu
Nie na wszystkim można „januszować” i czasem trzeba dać zarobić innym. Pojechałem do mojego sprawdzonego warsztatu. Tam jak zwykle kolejka niczym po papier toaletowy na początku pandemii. Przede mną stał taki lichy chłopina, mały, chudy w okularkach. Podszedł do stanowiska gdzie oddaje się kluczyki i spowiada z usterek
– Dobry! Bo ja na przeglądzie byłem i mi diagnosta powiedział że tu kilka rzeczy najpierw trzeba zrobić i dopiero dostanę stempel
– Yhm, no dobra to już wypisuję zlecenie i pan mówi co jest do zrobienia
W tym momencie brakowało mi tylko banjo żeby zagrać jakąś żwawą nutę do tego, bo gość wyliczył części które wchodziły w skład prawie całego zawieszenia.
Właściciel warsztatu z wypiekami na twarzy wpisywał kolejne usterki przeliczając to w myślach na złotówki. Dzień miał zrobiony, w zasadzie to resztę klientów mógłby odwołać. Okularnik oddał kluczyki od lekko przerdzewiałego Opla i szczęśliwy że niedługo odzyska swój pojazd opuścił lokal.
Aż mi głupio było podejść jako następny klient i powiedzieć że ja tylko te gumki na amortyzatorach chciałem wymienić. Na szczęście w tym miejscu nikomu pieniądze nie śmierdzą więc i moje autko zostało na placu w kolejce do lepszego funkcjonowania.
Pod wieczór nadeszła wyczekiwana cały dzień chwila czyli odbiór no i rozliczenie. Wchodzę do warsztatu a przede mną …chudzielec od zdezelowanego Opla. Też przyjechał na odbiór. Podszedł do biurka szefa wszystkich szefów celem rozliczenia naprawy. Chwilę trwało wklepanie do komputera każdej części i wykonanej usługi. Drukarka zazgrzytała i wypluła z siebie dwustronicowy raport. Właściciel serwisu podał go chudzielcowi tak jak w dobrych bankach obsługiwani są z dyskrecją klienci VIP. Bezszelestnie przesunął papier pod jego nos. Okularnik momentalnie stał się kameleonem, bez słowa zmieniał kolory od purpurowego przez czerwony aż do trupio bladego.

– Jiiileeee? Przecież ten samochód jest niewiele więcej wart!
– To jest wszystko z listy którą Pan podał rano nic po za tym
– Przecież te części to są za drogie!
Chłopina zaczął w panice przeglądać allegro żeby porównać ceny każdej z kilkunastu części która była wymieniona. Oczywiście były jakieś różnice ale trudno się spodziewać żeby warsztat szukał części na allegro, biorą z hurtowni jednej, czasem dwóch i nikt nie patrzy jakie są ceny u konkurencji bo nie ma na to czasu. Właściciel chrupka musiał przełknąć cenę i drżącą ręką przyłożył kartę do terminala.
W moim zawodzie często jest podobnie. Klienci myślą że siedzę tylko przed komputerem i po kilku kliknięciach mam gotowy sklep albo inną stronę a po miesiącu chcę z nich skasować kilka tysięcy. To tak nie działa. Zresztą czy idąc do knajpy i zamawiając frytki będziesz się sprzeczać o to że kilo kartofla kosztuje 2zł a frytki 10zł? Ktoś to musiał zrobić, użyć narzędzi, wiedzy…