Ulubione miejsce

Mamy swoje zwyczaje, nawyki, przyzwyczajenia czy jak by tego inaczej nie nazwać. Czasem wręcz wpadające w natręctwa.

Po odstawieniu dzisiaj współtowarzyszki życia do pracy na pierwszą linię frontu – jak to ostatnio jest uroczo nazywane i odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki – zwinąłem się samochodem do domu. Podjeżdżam pod nasz blok, parkuję na pierwszym lepszym miejscu, maska na gębę, wysiadam. I pojawił się On.

Stoi przed zaparkowanym samochodem facet około sześćdziesiątki. Sprawiał dziwne wrażenie bo paluchem wskazywał na mój samochód, trochę tak jak dziecko które przez szybę w sklepie widzi zajebistego lizaka i bardzo go by chciało zjeść ale starzy ciągną za łapę do monopolowego bo akurat 500+ przyszło. Gość sprawiał wrażenie zmieszanego, zakłopotanego. Coś jakby proboszcz poprosił prostytutkę żeby założyła komżę bo inaczej konar nie zapłonie. Zacząłem się rozglądać dookoła bo może w ferworze biegu na home office wjechałem przed seniora a oni mają teraz wszędzie pierwszeństwo. Z lewej – nic, z prawej – nic. O co tu się rozchodzi?

– Pan tu zaparkował teraz?

– (wow! geniusz) No tak!

– Yhm. A długo tu Pan będzie stał.

– Nie wiem, może 3-4 godziny… (wtf?)

– Ojej. Bo to moje miejsce jest…

Słyszałem miejskie legendy o wypierdzianych miejscach parkingowych przez najstarszych z blokowego plemienia ale pierwszy raz spotkałem kogoś na żywo. Jak z yeti, wielu o nim mówi ale żaden nie widział.

– Yyyy. Jasne. A to jakoś jest Pan z tym miejscem emocjonalnie związany? Mam się przestawić i zamieść kostkę po sobie?

– Nie, nie. Proszę sobie już zostać. Ja tu parkuję bo to miejsce z okna widzę – powiedział wsazując balkon na pierwszym piętrze

Żeby w pełni zobrazować sytuację to sceneria tej historii rozgrywa się w następujących okolicznościach. Parking przed blokiem na którym stoję przy aucie, przed autem chodnik i na nim starszy zawróćdupa, za nim kawałek trawnika i jebutne na 15m sosenki, półtora metra za drzewostanem blok właściwy. Drzewa zasłaniają balkony do wysokości co najmniej 2 piętra, tym samym teoretycznie uniemożliwiając monitoring miejsc parkingowych. Ale palec dziadzi – niczym ten boski na dziele Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej „Stworzenie Adama” – wskazujący jego balkon uświadomił mi dopiero jak działa cały system. Gość wyciął sobie dziurę w gałęziach drzewa tak żeby widzieć to jedno jedyne miejsce parkingowe!

Pierwszy i ostatni raz tam zaparkowałem. Nie dlatego że historia i przedsiębiorczość starszego pana mnie poruszyła ale szkoda tych drzew bo zaraz zmieni miejscówkę i zabierze się za wycinanie następnego otworu na oczy.

Leave a Reply