Zakupy? Nie polecam.

Poszliśmy sobie wczoraj z Małą Frustratką na większe cotygodniowe zakupy. Człowiek wychowuje i uczy dziecko jak być nie tylko dobrym ale i od czasu do czasu przydatnym człowiekiem. Z różnym skutkiem.Po dłuższej chwili stania w kolejce udało nam się dodrapać do taśmy na którą można wyłożyć swoje „zdobycze”.

Wkładam jedną rzecz, drugą. Patrzę wymownie na dziecko spojrzeniem sugerującym nieco współpracy przy przekładaniu towaru, a dziecko na mnie jakbym jej właśnie oznajmił żeby się nie przemęczała i dam sobie ze wszystkim radę.Kolejnych kilka produktów ląduje na taśmie a tym czasem w dziecku uruchomiło się wewnętrzne radio. Wiecie, to jest to kiedy czasem wpadnie Wam do głowy jakaś melodia i za cholerę nie idzie się tego pozbyć. Jedna noga już tupie w rytm, bioderko się kiwa w lewą stronę…

„Ekheeeem!” mniej subtelnie zasugerowałem swoją obecność myśląc że bystre potomstwo odchowaliśmy i się skapnie o co chodzi. Zamiast tego bioderko latało już lewa-prawa i w zasadzie jakby ktoś popatrzył z boku to wyglądało jak kliniczny przypadek pląsawicy Sydenhama zwanej jako Taniec św. Wita – no tańczy sobie ze swoim wymyślonym radiem na środku sklepu…

„EKEHEEEEM!” – znowu mniej subtelnie. Ludzie w kolejce już nie patrzą na „szubi-dubu-ju-ken-dens” – tylko na mnie – „oj coś dużo kaszle, czyżby koronka?!”. 🤨🧐

F: Dziecko! Skoro już rozpakowałem SAM zakupy na taśmę to czy raczysz stanąć z drugiej strony i je spakować do koszyka? 🤬

MF: Yhy! 🙄

Tych co podziwiali twórczość taneczną wkur.. przerwaniem występu, tych co bali się że na nich nakaszle wkur… perspektywą kwarantanny, siebie wkur.. wysokością rachunku.

Sklepy to samo zło i źródło niepotrzebnego stresu! Nie polecam.

Leave a Reply